Historia każdego człowieka i całych narodów przechowywana jest w tym, co nazywamy zabytkami.
Młodzi ludzie nieczęsto spoglądają w przeszłość, ale gdy o niej napisze ich dziadek lub inna bliska osoba, wtedy historia nabiera osobistego charakteru. Sprawy, które na nas spadły i nas poruszały, stają się dla nich bardziej przystępne. Zagrożenia, które nas dotyczyły, oraz przyczyny naszego cierpienia, smutków i radości zaczynają budzić ciekawość.
Jako senior rodu od lat samodzielnie wykonuję prezenty dla wnucząt: Alicji, Hanny, Łucji i Macieja. Najciekawszym w tym względzie pomysłem jest zachęcenie ich do rywalizacji o obraz, który towarzyszył mi od dzieciństwa. Pragnąłbym, aby podjęli starania o to malarskie przedstawienie Żurawia nad Motławą. To moja rodzinna pamiątka, pewnego rodzaju zabytek. Wykonałem dla nich jego fotokopię i oprawiłem w ramę zrobioną z drewna orzecha, który wyrósł w mojej rodzinnej wsi. Obcowanie z malarskim wizerunkiem Żurawia powinno zrodzić we wnukach sentyment do obrazu i do Gdańska, ale również do całego Pomorza.
Wychowałem się na Kaszubach, potem zamieszkałem na południu Polski. Dzieci i wnuki są teraz Dolnoślązakami i Krakusami. Wspomniany obraz, namalowany akwarelą w 1944 roku, wisi teraz w moim mieszkaniu. Chciałbym, aby kiedyś znalazł się w pokoju któregoś z moich potomków, by stał się czymś w rodzaju portretu przodka. Wzorem wędrówki obrazów czczonych przez wiernych Kościoła, swój też chcę przewozić od wnuka do wnuka. Przekonam się, któremu z nich stanie się on najbliższy. Pomysł opisałem w liście do nich, oto fragment:
„Ta peregrynacja Żurawia będzie przenoszeniem do Was kopii obrazu. Mam nadzieję, że przypomni Wam, iż nasza rodzina pochodzi z Pomorza. W Polsce nazywają nas Krzyżakami, ale od jakiegoś czasu nie jest to deprecjonujące. Rośnie świadomość, że Pomorze stanowi etniczny tygiel. Pragnąłbym, aby obraz symbolizujący wielowiekowy i wielokulturowy Gdańsk wzmagał w Was poczucie przynależności do wspólnoty Europejczyków. Za poetą Wiktorem Gomulickim możemy powiedzieć: «Tłusty, więc dobry» – te Szekspira / Słowa do siebie Gdańsk wziąć może. Gdańsk, w pewnym okresie nazywany Danzigiem, od XIV wieku należał do wspólnoty hanzeatyckiej. Na pobrzeżu Motławy przez wieki kwitło życie. Gdańsk wolnego handlu, wielokulturowej tradycji, wielu nacji, wyznań i języków nadal może być dla Was inspiracją.
Wybudowany w XV wieku dźwig służył do rozładunku statków i podnoszenia ich masztów. Jednocześnie był bramą strażniczą broniącą dostępu do miasta, stąd jego nazwa Krantor; z języka niemieckiego kran to dźwig, tor to brama. Obiekt inżynieryjno-militarny u brzegów Motławy z czasem stał się symbolem Gdańska. To jedyna taka budowla w Europie, bardzo charakterystyczna, o unikatowym wyglądzie, dlatego od dawna fotografuje się ją i maluje na pamiątkę pobytu w tym miejscu.
W czasie II wojny światowej Żuraw był prawie doszczętnie zburzony. Projektanci rekonstrukcji postanowili przywrócić pierwotną formę ukośnie ściętego dachu nad dźwigiem. W okresie dominacji niemieckiej, po którymś z wielu pożarów, dach wykonano jako dwuspadowy. Przy współczesnej odbudowie nawiązano zapewne do dzieła gdańskiego malarza Antona Möllera „Petrus findet der Gtater” z 1603 roku, na którym widać naczółkowe zwieńczenie drewnianej konstrukcji (według Erhardta Hagena Möller był dla Gdańska jak Rubens dla Antwerpii). Mój widok z Żurawiem namalował w 1944 roku artysta o nazwisku Franciszek Pupacz.
Ten nieduży obraz wisiał w moim rodzinnym domu od zawsze. Nie wiem, skąd się tam wziął, nie pomyślałem, aby zapytać o to mojego tatę Tadeusza. W 2006 roku poprosiłem mamę, aby mi go przekazała, na co chętnie się zgodziła. Dlaczego jest mi on tak bliski? Gdy chorowałem, mama znosiła mnie z sypialni na piętrze do pokoju przy kuchni, aby mieć na mnie przez cały dzień baczenie. W czasie samotnych rozmyślań wgapiałem się w obraz, który stawał się dla mnie czymś w rodzaju biletu do bezkresnych podróży. Ten namalowany świat z jednej strony zdawał się realny, bo ujęty w ramy konkretnej rzeczywistości, z drugiej nierzeczywisty, bo był przecież wytworem malarskiej wyobraźni. Obraz emanował łagodnym kolorytem przedwiosennego poranka – kra na rzece powoli topniała, zima była w odwrocie, choć przesuwające się nabrzeżem postacie okutane były jeszcze w obszerne, ciemne szaty. Rzeka powoli powracała do życia, uwalniając z lodu uwięzione w nim dotąd żaglowce. Ciężki szkuner i lekka brygantyna, wystrzępione wiatrem aż po drzewce rei, znowu mogły wyruszyć w drogę. Na razie, od dawna rozładowane, tkwiły całkowicie znieruchomiałe z opuszczonymi żaglami. Słońce powoli rozjaśniało ceglane ściany masywnych wież i zbrązowiałe deski Krantora. Żuraw trwał.
Obraz był dla mnie symbolicznym otwarciem na morze, drogą do Europy, do dalekiego świata. Pozwalał na rozwijanie kolorowych fantazji o morskich wyprawach i niezwykłych przeżyciach. Podczas lektury książek porywających wyobraźnię, Przygód Tomka Sawyera i Tomka na Czarnym Lądzie czy Z setką złotych naokoło świata (a szczególnie Przypadków Robinsona Crusoe) wizerunek Krantora stawał się początkiem podróży w nieznane krainy. W tamtym czasie nie mogłem jeszcze wiedzieć, że tak mały jest ten świat.
Kiedyś, gdy stwierdzę, że nie widzę już wyraźnie haka zwisającego z liny dźwigu, oddam obraz w dobre ręce. Niech przechodzi przez kolejne pokolenia ludzi mających korzenie na Pomorzu. Myślę, że peregrynacja kopii oryginału umożliwi Wam przywiązanie się do tego widoku. Przekazywana będzie zgodnie z kolejnością Waszych urodzin. Zaczynamy od Alicji, od niedawna nazywanej Licealicją. Po roku obcowania z przechodnią kopią obrazu nawiedzany może otrzymać inną kopię na własność, oprawioną w ramę z drewna orzecha, który wyrósł w moim rodzinnym Serocku. Kiedyś, dawno temu, na to drzewo zasadzone przez dziadka Waszego dziadka wspinał się za swoich chłopięcych lat jego syn Tadeusz.
Ustanowione dnia 19 września 2020”.
Z listu do najstarszej wnuczki:
„Pytasz, Alu, skąd nazwa żuraw. Przypomnij sobie nasze lekcje fizyki: dźwignia dwustronna, czerpanie wody ze studni. Ze statków cumujących przy Długim Pobrzeżu Żuraw rozładowywał pszenicę, drewno i zamorskie towary. Było to możliwe dzięki ciężkiej pracy zatrudnionych tam ludzi. Stanowili oni chodzący w kołowrocie napęd deptany. Patrząc na obraz, wyobraź sobie w środku drewnianej wieży tych dawnych niewolników. Byli podobni do naszych kaszubskich przodków ociężale wlokących się za sochą, którą ciągnęły dwie krowy, jedyne żywicielki tych biedaków”.
Chcąc zrobić kopię obrazu, musiałem wyjąć go zza szyby starej ramy. Oto fragmenty listu do drugiej wnuczki, w którym opisywałem wrażenia z otwierania tego „zabytku”:
„Haniu, wczoraj wieczorem przeżyłem ekscytujące chwile. Otwierałem oprawę obrazu zamkniętego w niej siedemdziesiąt sześć lat temu. Namalowano go na papierze przeznaczonym specjalnie do akwareli. Jest sygnowany okrągłą pieczęcią z napisem Schoeller’s Parole. Firma istnieje od 1895 roku, początkowo działała w Osnabrücke. Wytwarzano w niej papier ozdobny i do korespondencji. Ten użyty do namalowania Krantora jest czerpany, ma domieszkę włókien tkaninowych – taki skład umożliwia odcisk stempla producenta.
Mając bezpośredni kontakt z pracą artysty z ubiegłego wieku, poczułem tremę. Malunek wydaje się bardzo szlachetny, widać fakturę papieru i pociągnięcia pędzla. Pod warstwą farby można zauważyć subtelne muśnięcia ołówka szkicującego przestrzeń. Dziesiątki lat naświetlania spowodowały lekkie zżółknięcie papieru, co się uwidoczniło po ściągnięciu obramowania. Dopiero w tym momencie ujawnił się nakryty śnieżną czapą drewniany knecht cumowniczy, wbity przy kei od strony Wyspy Spichrzów. Zadziwiająca jest dokładność namalowanych detali, widać deski poszycia dźwigu, przyprószone śniegiem zarysy gzymsów i szczeliny kamieni nabrzeża. Jest to jeden z nielicznych zachowanych obrazów Żurawia w zimowej szacie”.
Szczegółowość listu do Hani wynika z jej zainteresowań. Ta czternastolatka przejawia ponadprzeciętne zdolności plastyczne, a co ważniejsze, jest niezmiernie pracowita, każdą wolną chwilę poświęca na malowanie i przerysowywanie obrazów, które ją inspirują.
W okresie rozwoju dzieci są niezmiernie spostrzegawcze i ciekawe świata. Tu zacytuję swoje słowa do wnuka:
„Maćku, pamiętam Twoje zdziwienie, gdy z pomocą kołowrotu o dwumetrowej średnicy, który zrobiliśmy wspólnie, podnosiłeś prawie półtonowy ciężar – byłeś niczym Żuraw nad Motławą. Taki stosowany w dawnych czasach napęd deptany obiecałem Ci pokazać w skali rzeczywistej, ale właśnie wtedy zamknięto gdańskie Muzeum”.
Z niecierpliwością czekamy: ja, dziadek, jako kierownik wycieczki do Gdańska i czworo jej uczestników, moich wnucząt, na ukończenie rewitalizacji Żurawia. Niech nad tym miastem wciąż krąży opiekuńczy duch tego miejsca – jego genius loci – sprawca wszystkich rozgrywających się tu tragicznych i szczęśliwych zdarzeń, które miały wpływ na los ludzi w Europie i na świecie. Marzę o tym, by widok prawdziwego Żurawia – tak jak kiedyś dla mnie jego namalowany obraz – był dla moich potomków symbolem świata, w którym jest miejsce dla wielu żyjących obok siebie i współpracujących nacji.
Dzieci są najważniejsze, stanowią ogniwo w łańcuchu pokoleń, przenoszą osiągnięcia przeszłości w przyszłość, w nowe (oby dobre) czasy. A ja… pragnę im to ułatwić.
W tym roku mój gdański Żuraw powędruje do Łucji.
Grzegorz Rozkwitalski
* Opowiadanie „Wędrówka Żurawia" otrzymało pierwszą nagrodę w konkursie literackim pt. „Żegnamy, aby powitać", zorganizowanym przez Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku. Kanwą do jego napisania był obraz malowany akwarelą z roku 1944, który jest w posiadaniu autora i jego rodziny.