Musimy pilnować praw, które zdobyliśmy. Rozmowa z Janem Wyrowińskim, prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (Pomerania Nr 11/2022)

Mijają trzy lata Pana kadencji jako prezesa Zrzeszenia. Jak z dzisiejszej perspektywy widzi Pan mocne i słabe strony kaszubszczyzny?

Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie na tyle, na ile jest to możliwe, wykorzystuje wszelkie szanse, jakie stwarza choćby obowiązujący porządek prawny, żeby realizować swój zasadniczy cel, którym jest zachowanie i rozwój języka i kultury kaszubskiej oraz praca na rzecz wszechstronnego rozwoju Kaszub i Pomorza. Wydaje mi się, że ze wszystkich organizacji, którym bliska jest ta sprawa, Zrzeszenie zabiega o to w sposób najefektywniejszy. Wynika to przede wszystkim z wielkości naszej organizacji, ale – co zaobserwowałem przez ostatnie trzy lata – również z ogromnego zapału i stopnia zaangażowania sporej grupy jego członków. Cała siła Zrzeszenia bierze się z tego, że ludzie chcą w nim być, że mają jasno zdefiniowany cel. W mojej ocenie w tym trudnym czasie, jakiego doświadczyliśmy w mijającej kadencji, najpierw w wyniku pandemii koronawirusa, a potem z powodu wojny za naszą wschodnią granicą, jako organizacja stanęliśmy i stajemy na wysokości zadania. Kiedy spojrzałem na sprawozdanie, które przygotowujemy na grudniowy Zjazd Delegatów, to zarówno objętościowo, jak i merytorycznie niewiele różni się od tego sprzed trzech lat, kiedy warunki do pracy były – można dzisiaj powiedzieć – cieplarniane. Szybko się zaadaptowaliśmy do nowej sytuacji, zaczęliśmy rozpychać się w Internecie, w mojej ocenie – z powodzeniem. Zaproponowaliśmy różne, wynikające z potrzeby chwili i z możliwości, jakie stwarza wirtualny świat, atrakcyjne formy propagowania naszej kultury i języka. Wychodzimy z tego covidowego doświadczenia wzmocnieni organizacyjnie i bogatsi w szersze umiejętności wykorzystywania do bieżącej działalności nowoczesnych technologii. Mamy także swoje słabości. Jak w każdej organizacji jest wielu członków, którzy swoją aktywność ograniczają do płacenia składek. Dobre i to oczywiście. Na ich tle godna pochwały jest aktywność pozostałych. Także w szerokiej Radzie Naczelnej, która liczy 83 osoby, frekwencja w ostatniej kadencji oscylowała wokół 50 procent. To mnie trochę smuci, bo spotkań merytorycznie poświęconych określonym problemom było sporo i chciałoby się widzieć tutaj większe zaangażowanie ze strony niektórych członków najwyższych władz Zrzeszenia. Także średnia wieku w naszej organizacji nie napawa optymizmem. Ale mam także świadomość, że obiecujących młodych ludzi, którym sprawa kaszubszczyzny nie jest obojętna, jest naprawdę sporo, a potencjał w nich drzemiący jest bardzo duży. Wychodząc im trochę naprzeciw, jedno z posiedzeń Rady Naczelnej w całości poświęciliśmy młodym ludziom obecnym na spotkaniu. Przedstawili nam swoje racje, czasami były to gorzkie doświadczenia z kontaktów ze starszymi członkami Zrzeszenia. Jestem jednak pewien, że dzięki takim spotkaniom część młodych przekonała się, że ci starzy nie są wcale tacy najgorsi, a może wręcz przeciwnie. Dlatego też w trakcie mijającej kadencji starałem się, zgodnie z obietnicami, wychodzić naprzeciw młodym, szanując przy tym ich autonomię. Pomagał w tym zespół do spraw polityki młodzieżowej, który działał bardzo aktywie na wielu płaszczyznach. Bacznie też obserwujemy i wspieramy działalność młodzieży. Jest wiele przykładów działań młodych ludzi, którzy sami się organizują w celu promocji kaszubszczyzny i języka kaszubskiego. Przykładem niech będzie Stowarzyszenie Kaszubskie, które zawiązało się w trakcie tej kadencji w Nowym Klinczu. Młodzi sami zadbali o statut i zalegalizowanie działalności. Poprzez politykę mikrograntów, którą wypracowaliśmy, mogliśmy wspomóc ich w ciekawych projektach. To jest najlepszy sposób na zachęcanie do działania i jednocześnie na pokazanie, że Zrzeszenie nie chce nic narzucać, a jedynie wspomagać. Myślę, że jedną z form dowartościowania młodych w Zrzeszeniu mogłoby być tworzenie przy oddziałach klubów na wzór prężnie działającego w Baninie klubu Cassubia. To, co postrzegam także jako naszą słabość, przynajmniej na poziomie władz naczelnych, to mała liczba kobiet w tych strukturach. Reprezentacja pań tutaj jest z pewnością nieadekwatna do ich zaangażowania w prace Zrzeszenia, czy to na poziomie oddziałów, czy poprzez wykonywany zawód nauczyciela języka kaszubskiego. Nie chodzi tu o odgórne parytety, ale o stworzenie warunków, w których reprezentacja kobiet we władzach naczelnych będzie znaczącą siłą, a przynajmniej liczniejszą niż obecnie. 

Podczas ostatniego w tej kadencji posiedzenia Rady Naczelnej, które odbyło się w październiku, mogliśmy wysłuchać podsumowania trzyletniej działalności ZKP, a w przypadku Kaszubskiego Uniwersytetu Ludowego – także zobaczyć. Jak Pan ocenia pracę, jaką na rzecz kaszubszczyzny wykonują właśnie takie instytucje jak KUL? 

KUL stał się prawdziwą wizytówką Zrzeszenia. Myślę, że nie tylko w mojej opinii jest to obecnie jedna z najlepszych, jeżeli nie najlepsza placówka nawiązująca w swej działalności dydaktyczno-wychowawczej do idei „szkoły dla życia” biskupa Nikolaia Grundtviga w Polsce. Umiejętnie wykorzystując najnowocześniejsze technologie komunikacyjne, realizuje w atrakcyjnej formie, wynikające zarówno z kaszubsko-pomorskiej tradycji, jak i realnych wyzwań współczesnego świata, kierunki działalności programowej, skupiające się na edukacji obywatelskiej, edukacji regionalnej oraz edukacji ekologicznej. Ogromna to zasługa prezesa Mariusza Mówki i wiceprezeski Suliny Borowskiej, a także zespołu, który wokół siebie zbudowali. Myślę, że jednym z wyrazów docenienia ich osiągnięć przez Zrzeszenie winno być stworzenie warunków gwarantujących stabilność ekonomiczną Fundacji, o co Zarząd KUL od dawna zabiega.

Na początku 2021 roku rozpoczął działalność zespół, którego zadaniem jest opracowanie strategii ochrony i rozwoju języka i kultury kaszubskiej. Czym ten dokument będzie się wyróżniał?
Moją idée fixe w tej kadencji było przyjęcie zmodyfikowanej w stosunku do tej z 2006 roku Strategii ochrony i rozwoju języka i kultury kaszubskiej. Przez ostatnie dwa lata zrobiliśmy wiele, aby w najbliższej przyszłości taki dokument powstał. Tak jak w przypadku Strategii rozwoju województwa pomorskiego 2030 – która była dla nas inspiracją do rozpoczęcia prac – także i nasz dokument powinien definiować i określać najważniejsze dla nas sprawy i wytyczać pewne horyzonty czasowe do ich egzekwowania. Gdy już strategia zostanie przyjęta, chciałbym, aby co roku jedno posiedzenie Rady Naczelnej było poświęcone ocenie jej realizacji, bo uważam, że to mobilizuje i stwarza podstawy do dalszego działania. Oczywiście jako Zrzeszenie wydajemy uchwały oraz inne dokumenty, jednak strategia jest takim czynnym, dalekosiężnym zobowiązaniem, a jednocześnie świadectwem na zewnątrz, że jesteśmy poważną organizacją, konsekwentną w realizowaniu pewnych spraw. Naszym sukcesem było to, że w Strategii województwa pomorskiego 2030 ostatecznie znalazły się zapisy, które dają wyraz temu, że Kaszubi są na tej ziemi oraz że realizacja ich potrzeb, głównie w zakresie edukacji i kultury, winna być również przedmiotem troski samorządu regionalnego. Ostateczny kształt Strategii województwa pomorskiego w kwestii dotyczącej naszej społeczności jest efektem aktywności władz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, ponieważ pierwotna jej wersja nie spełniała naszych oczekiwań. 

Jak Pan ocenia kondycję języka kaszubskiego? Gdy odwiedzał Pan różne zakątki Kaszub, coś Pana zaskoczyło?

Dzisiaj mamy prawie 20 tysięcy uczących się języka kaszubskiego, ponad pół tysiąca nauczycieli. Do tego znaczące środki na ten cel, choć może wciąż nie do końca dobrze wykorzystane. Nie oceniliśmy jeszcze efektywności nauczania, ale punkt o konieczności ewaluacji nauczania kaszubskiego znajdzie się we wspomnianej strategii. Uważam, że taka ocena musi powstać, abyśmy mogli zyskać rzetelny obraz skuteczności nauczania kaszubskiego i ewentualne wiedzieć, co należy zmienić i jak. Muszę zauważyć, że jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze młode pokolenie radzi sobie z językiem kaszubskim. W maju tego roku w Brzeźnie Szlacheckim miałem przyjemność uczestniczyć w promocji nowej publikacji Aleksandry i Dariusza Majkowskich Ùcz sã jãzëka z kaszëbsczima nótama. Zobaczyłem dziesiątki dzieciaków, które po kaszubsku mówiły wspaniale, aż serce rosło, gdy słuchało się kaszubszczyzny w ich wykonaniu. Ja też staram się myśleć po kaszubsku, rozmawiać po kaszubsku. Nie zawsze bëlno mi idzie, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej. Wciąż bardzo aktualne są słowa Jana Trepczyka: Pójme w przódk z kaszëbizną, także w kontekście promocji i nauki języka kaszubskiego. Czuję pewien niedosyt, gdy obserwuję znikomą obecność naszego języka w mediach wizyjnych, choćby w telewizji regionalnej. Format, który mamy w tej chwili, to jest wciąż minimum tego, co chcielibyśmy zaprezentować. Ale jeśli my sami czegoś nie zaproponujemy, to druga strona tego nie wymyśli. To jest tak jak z nauczaniem języka kaszubskiego. Gdyby nie determinacja, wola i konsekwentne działanie członków Zrzeszenia, to nasz język nie miałby statusu języka regionalnego ze wszystkimi tego pozytywnymi konsekwencjami. Musimy być uparci, artykułować to, czego chcemy, w taki sposób, jaki będzie do zaakceptowania. Efekty przyjdą, musimy jednak sami inspirować do działania.

Jak Pana zdaniem odbierane jest Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie na zewnątrz? Mam na myśli współpracę z instytucjami naukowymi, z samorządem lokalnym czy też zaangażowanie w kluczowe dla Kaszubów sprawy, także na gruncie krajowym.

Mamy coraz lepsze stosunki z Uniwersytetem Gdańskim, który jest kluczową uczelnią, jeśli chodzi o nauczanie języka kaszubskiego oraz przygotowanie nauczycieli. Wspólnie poszukujemy rozwiązań choćby w kwestii tego, co zrobić po licencjacie, wydaje się, że zbliżamy się do znalezienia optymalnego rozwiązania dla studentów i nauczycieli. Dobrze także układa się współpraca z Akademią Pomorską w Słupsku. Z kolei samorządy, które są materializacją idei Lecha Bądkowskiego – choć może jeszcze nie do końca w tej formule, którą sobie wyobrażał – stwarzają możliwość wykorzystania lokalnej energii, potężnej energii, co widać szczególnie na Kaszubach. Ta energia zawsze tu była, a dzięki temu, że powstał samorząd, udało się ją pięknie spożytkować. Nie da się ukryć, że tam, gdzie jest samorządność, tam też jest Zrzeszenie. Moim zdaniem trzeba wykorzystywać samorząd do realizacji celów zrzeszeniowych, ale tylko i wyłącznie do tego. Nie należy wchodzić w animozje polityczne, personalne czy środowiskowe. Nas jest za mało, żebyśmy się wykrwawiali w wewnętrznych bojach. Trzeba robić wszystko, abyśmy dmuchali w jedną trąbę, przynajmniej tutaj, w Zrzeszeniu. Wydaje mi się, że dzisiaj jest doba atmosfera ku temu. Staramy się, aby bezpośrednia polityka nie była obecna w ZKP, bo to jest najlepszy sposób, aby nas podzielić. Zaczęliśmy od potężnej próby: stulecia zaślubin Polski z morzem, kiedy nagle staliśmy się widzami spektaklu politycznego, który zdeprecjonował tę uroczystość. Wyraziliśmy sprzeciw jako Zrzeszenie, a także ja sam jako prezes. Byliśmy obecni we wszystkich debatach na forum sejmowym dotyczących naszych spraw. Nasi świetnie przygotowani przedstawiciele prezentowali problemy związane z edukacją kaszubską podczas posiedzeń sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Przeżyliśmy dramatyczny moment, kiedy kaprys jednego szeregowego posła sprowadził nagle zagrożenie na coś, co wydawało się nienaruszalne. Zawirowanie związane z poprawką do ustawy budżetowej, która zakładała zmniejszenie części oświatowej subwencji ogólnej, przysługującej z tytułu nauczania języków mniejszościowych i języka regionalnego w szkołach, pokazało nam, że cały czas trzeba swoich spraw pilnować i szybko reagować. Niektórzy mówili, że być może za mocno zareagowaliśmy, choć były ostrzejsze reakcje innych środowisk. Zrzeszenie starało się zachować pewien umiar, ale nasz głos był słyszalny w Sejmie i Senacie, sam uczestniczyłem w posiedzeniu Senackiej Komisji Nauki, Edukacji i Sportu. Co istotne, mamy w parlamencie dobrego ambasadora, czyli Parlamentarny Zespół Kaszubski pod przewodnictwem senatora Kazimierza Kleiny, który stoi na straży i gdy jest potrzeba, potrafi skutecznie zawalczyć o sprawy Kaszubów, podobnie jak prezes Zrzeszenia. Dzięki temu sprawa subwencji dla nas nie skończyła się źle, ale dzieci uczące się języka niemieckiego dotknęło znaczące uszczuplenie wsparcia finansowego.

Jakie są dzisiaj największe wyzwania stojące przed naszą organizacją?

Przede wszystkim musimy cały czas zachować stan czujności, być gotowi na zakłócenia zewnętrzne. Musimy pilnować praw, które zdobyliśmy, i nie możemy dać sobie ich wydrzeć, wykorzystując przy tym wszystkie legalne możliwości. Musimy też wiedzieć, jak reagować na różne sytuacje, i pamiętać o tym, że nic nie jest dane raz na zawsze. Wciąż aktualna jest sprawa dobrego wykorzystywania środków finansowych na edukację. Musimy w tym celu wypracować modus operandi z organami samorządu, aby pieniądze, które idą na edukację kaszubską, wykorzystać w niestandardowy, elastyczny sposób, który gwarantowałby ogólniejsze wykorzystanie tych środków, zarówno z korzyścią dla dzieci, jak i nauczycieli. To jest jeden z moich głównych celów do realizacji w kolejnej kadencji.

Ma Pan wciąż w sobie motywację do działania?

Moja motywacja jest teraz zwielokrotniona. Jestem naprawdę bardzo mocno zmotywowany do działania, mimo że jestem najstarszym urzędującym prezesem ZKP. Żaden z moich poprzedników nie miał jeszcze 75 lat, a gdybym został wybrany na kolejną kadencję, zakończyłbym piastować ten urząd w wieku 78 lat. Chcę dać z siebie wszystko, żeby dalej szło to w takim kierunku, w jakim idzie, aby skarb, którym jest Zrzeszenie – moim zdaniem najdłużej funkcjonująca i najpotężniejsza organizacja regionalna w Polsce – był w jak najlepszej kondycji, aby było co przekazać następnym pokoleniom. Wszyscy moi bliscy są zaskoczeni moją aktywnością, a dla mnie wynika ona z potrzeby serca. Uważam, tak jak wielu z nas, że należy zrobić wszystko, żebyśmy przetrwali, abyśmy nieśli nasz sztandar przez kolejne lata. Wiem, że ludzie oczekują fizycznej obecności prezesa i dopóki to będzie możliwe, będę do dyspozycji. W minionej kadencji było kilka chwil, które budziły moje szczególne wzruszenie: 10 lutego 2020 roku, gdy w Pucku podczas obchodów stulecia zaślubin Polski z morzem w imieniu Zrzeszenia mówiłem o epokowej roli Kaszubów w odtwarzaniu po czasie zaborczej niewoli polskiej państwowości na Kaszubach i całym Pomorzu, w Centrum Świętego Jana w Gdańsku, gdy podsumowywałem osiągnięcia Zrzeszenia z okazji 65-lecia naszej organizacji, oraz w moich rodzinnych Brusach, gdy spełniało się moje marzenie, abym tam, gdzie przed 75 laty przyszedłem na świat i dorastałem, mógł otworzyć kolejny Zjazd Kaszubów. Dla takich chwil warto żyć! Przed trzema laty powiedziałem, że zaczyna się fajna przygoda i to była fajna przygoda i naprawdę niezwykle atrakcyjny sposób spędzania czasu dla emerytowanego polityka, który polityką już się nie zajmuje, ale potrafi wykorzystywać swoje stare znajomości dla dobra naszej organizacji. Im jestem starszy, tym silniej czuję się Kaszubą i jeszcze bardziej zależy mi, aby zachować to, co dały nam poprzednie pokolenia. Gdy w 1994 roku po raz pierwszy zostałem prezesem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, był to wówczas pewien ewenement, jedyny raz, kiedy urzędujący poseł był jednocześnie prezesem. Wtedy jeszcze było to możliwe, dzisiaj, z uwagi na skalę napięć politycznych, w mojej ocenie byłoby to niemożliwe. Choć – jak mi się wydaje – po ostatnim wyborze część osób na początku patrzyła na mnie bokiem z uwagi na skalę mojego wcześniejszego politycznego zaangażowania. Mieli w pewnym sensie do tego podstawy, ja jednak strzegłem się jak diabeł święconej wody jakiegokolwiek upolityczniania Zrzeszenia. Wydaje mi się, że to mi się udało. 

Rozmawiał Sławomir Lewandowski