Marzenia spełniają się w MIR. Rozmowa z Iloną Waszak (Pomerania Nr 9/2023)

Z dyrektorem MIR-PIB dr. Piotrem Margońskim i jego zastępcą ds. naukowych dr hab. inż. Joanną Szlinder-Richert profesor nadzw.

Z doktor Iloną Waszak, kierownikiem Zakładu Chemii Żywności i Środowiska w Morskim Instytucie Rybackim – Państwowym Instytucie Badawczym rozmawia Piotr Schmandt.

Dwa lata temu Morski Instytut Rybacki – Państwowy Instytut Badawczy w Gdyni obchodził setną rocznicę powstania. Jego dzieje sięgają więc 1921 roku. Jakie były początki kształtowania się tej zasłużonej dla polskiej nauki i gospodarki instytucji?

Początki były trudne, prawdziwie pionierskie. Polska dopiero odzyskała niepodległość i kraj był wyniszczony działaniami wojennymi. Inicjatywę utworzenia morskiej placówki badawczej podjął już w roku 1919 profesor zoologii Eugeniusz Kiernik z Uniwersytetu Warszawskiego. Sejm ustawodawczy RP 10 lutego 1920 roku, w dniu zaślubin Polski z morzem, podjął uchwałę w sprawie utworzenia „stacji naukowo-doświadczalnej dla celów oceanograficzno-rybackich nad Morzem Bałtyckim”. W Dzienniku Urzędowym Ministerstwa Byłej Dzielnicy Pruskiej 18 czerwca 1921 roku ukazało się rozporządzenie o utworzeniu Morskiego Urzędu Rybackiego z siedzibą w Pucku. Miało tam być utworzone laboratorium.

A więc na początku był Puck? Proszę opowiedzieć o pierwszych siedzibach instytucji i fazach jej tworzenia.

Morskie Laboratorium Rybackie zlokalizowano w Helu, a pierwszym jego kierownikiem został profesor doktor Antoni Jakubski z Poznania. Tak naprawdę dopiero od roku 1923, po fazie organizacji, stacja rozpoczęła pełną działalność. Pracę rozpoczął tam wtedy Kazimierz Demel, pracownik naukowy MLR. Tę instytucję podporządkowano później Wyższej Szkole Rolniczej w Puławach i jej bydgoskiemu oddziałowi. W 1928 roku założono w Warszawie stowarzyszenie o nazwie Morski Instytut Rybacki o celach zbliżonych do współczesnych. A więc nauka i rozwój polskiego rybołówstwa. Na skutek zmian organizacyjnych planowano w roku 1931 zlikwidować laboratorium. Rozpoczęły się jednak protesty, w których niezwykle aktywną rolę odegrał profesor Michał Siedlecki, prezes zarządu warszawskiego stowarzyszenia. Dzięki naciskom instytucję uratowano, a w roku 1932 utworzono Stację Morską w Helu. Na stanowisko jej dyrektora powołano doktora Mieczysława Boguckiego. Ważną cezurę stanowi rok 1936, kiedy to podjęto decyzję o budowie siedziby w Gdyni, znaczącym ośrodku morskim w skali europejskiej. Roboty budowlane rozpoczęto w roku 1937, a w styczniu roku 1939 gotowe były nawet pracownie, laboratoria. Wcześniej na terenie placówki zamieszkali pracownicy: dyrektor Mieczysław Bogucki, jego zastępca Kazimierze Demel i młodsi pracownicy.

Czym zajmował się instytut w pierwszych latach działalności?

Plany od początku były bardzo ambitne, choć możliwości weryfikowały te ambicje. Jak już wspomniałam, to badania naukowe i praca na rzecz rodzimego przemysłu morskiego, sektora rybackiego. Jednym z kluczowych zadań MIR było i jest nadal doradztwo naukowe dla polskiej administracji odpowiedzialnej za rybołówstwo. Nasza działalność miała też szerszy zakres, na przykład organizowano letnie kursy biologii morza dla studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, zainaugurowane w roku 1929, a trwające również po drugiej wojnie światowej.

A druga wojna światowa?

Budynek uzyskany w roku 1939 szczęśliwie nie został uszkodzony, a dużą część wyposażenia udało się odzyskać. Niemal wszyscy pracownicy przetrwali wojnę, choć spośród ludzi związanych ze stacją w obozie koncentracyjnym zmarł profesor Michał Siedlecki.

W okresie PRL-u z pewnością musiało zmienić się wiele, świat był zupełnie inny niż przed wojną.

To prawda. Również MIR znalazł się w zupełnie innych realiach. Geopolitycznych, ustrojowych, organizacyjnych. Z dniem 1 stycznia 1949 roku, w wyniku włączenia Morskiego Laboratorium Rybackiego do Morskiego Instytutu Rybackiego, powstała samodzielna państwowa placówka naukowo-badawcza. Położono duży nacisk na wspieranie rozwijającej się prężnie branży rybołówstwa. Dyrekcji podporządkowano dwie ekspozytury: w Świnoujściu i Kołobrzegu. To też przecież efekt powojennych zmian terytorialnych. Tak samo, jak kwestia zarybiania zalewów Wiślanego i Szczecińskiego. MIR otrzymał wtedy kuter badawczy Michał Siedlecki. Z początku głównym obszarem działalności rybaków był Bałtyk, później także Morze Północne, gdzie znajdowały się wielkie łowiska śledzi. MIR musiał podążać za tymi wyzwaniami, a właściwie je wyprzedzać.

Instytut prowadził działalność naukową i badawczą na miejscu, ale nie można pominąć – choć zabrzmi to górnolotnie – epopei jednostek pływających na morzach i oceanach.

Zgadza się, to prawdziwa epopeja. Jak już wspomniałam, obszar zainteresowań instytutu i branży rybackiej rozszerzał się. Konieczne było posiadanie dużych, specjalistycznych, ale i wielofunkcyjnych jednostek. Powołano zespoły do konkretnych zadań. Część miała określić oczekiwania instytutu, inne służyły już później do konkretnych celów badawczych. Na początku lat 70. MIR uzyskał nowoczesny statek badawczy Profesor Siedlecki zbudowany w Stoczni Gdańskiej, nieco później pojawił się jeszcze Profesor Bogucki. Prowadzono badania właściwie na wszystkich akwenach świata. Posiadaliśmy również statek badawczy Wieczno. Już po zmianach ustrojowych zastąpiła go Baltica, jednostka do badań Morza Bałtyckiego. Współwłaścicielem statku jest Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. MIR, wspólnie z rybakami, odkrywał nowe łowiska bałtyckie. Ale nie tylko Bałtyk. Pierwszy wypłynął na Morze Północne Profesor Siedlecki. Pojawiały się inne jednostki. Birkut dotarł do Murmańska, a także na łowiska Francji i Maroka. Na kierunkach afrykańskich pływały także Odra i Gryf. Nie sposób przywołać wszystkich rejsów i mórz. Właściwie łatwiej byłoby wymienić miejsca, do których jednostki instytutu nie dotarły. Warto dodać, że łącznie jednostek będących własnością MIR-u lub przez nas wykorzystywanych było na przestrzeni tych dziesięcioleci co najmniej kilkanaście.

Zejdźmy na moment na ląd. Budynek, w którym mieści się siedziba Morskiego Instytutu Rybackiego, placówka posiada od…?

Od 1991 roku. Znacznie poprawiły się warunki pracy. Stary budynek, przy alei Jana Pawła II, nie mógł już sprostać potrzebom coraz nowocześniejszego instytutu i wyzwaniom przełomu stuleci.

Naukowa działalność instytutu to również współpraca międzynarodowa. Wynika ona także z faktu, że morze z pozoru dzieli, a w rzeczywistości łączy kraje i kontynenty.

Bez współpracy z ośrodkami w innych krajach optymalne funkcjonowanie naszego instytutu byłoby niemal niemożliwe. Morza stanowią bowiem skomplikowany zespół naczyń połączonych. Już w roku 1922 nawiązano współpracę z Międzynarodową Radą Badania Morza w Kopenhadze. Trwa ona do dziś. Jeszcze przed drugą wojną światową profesor Demel i inni odwiedzali placówki naukowe w basenie Morza Śródziemnego i w Indiach. Po wojnie, mimo rozmaitych ograniczeń, władze zezwoliły na współpracę międzynarodową, nie tylko z państwami socjalistycznymi, ale również z Wielką Brytanią, Norwegią, Danią. Pracownicy odbywali kilkumiesięczne staże, na przykład w USA i Japonii. Ważna jest, począwszy od 1957 roku, współpraca z FAO [instytucja ONZ do spraw wyżywienia i rolnictwa]. Przekazanie instytutowi trawlera burtowego Wieczno w 1964 roku zapoczątkowało współpracę z placówkami badawczymi Stanów Zjednoczonych. W ranach tej współpracy powstał Ośrodek Sortowania i Oznaczania Planktonu. Uczestniczono w powstawaniu Konwencji praw morza. Zupełnie nowe wyzwania stanęły przed MIR-em w związku z akcesją Polski do Unii Europejskiej. Koordynacja odbywa się w ramach organizacji EFARO, której obecnym prezydentem jest dyrektor MIR-PIB doktor Piotr Margoński. Niezwykle istotna jest również współpraca z Międzynarodową Radą Badań Morza ICES. W zarządzie organizacji przedstawiciele instytutu odgrywali znaczącą rolę, a profesor Walerian Cięglewicz był w latach 1969–1972 prezydentem ICES. Obecny dyrektor instytutu doktor Piotr Margoński trzykrotnie został wybrany na wiceprezydenta ICES: na lata 2012–2015, 2016–2019 i jest nim obecnie, a od 2008 roku jest polskim delegatem w radzie ICES. To tylko przykłady współpracy międzynarodowej, koniecznej z uwagi na specyfikę instytutu.

MIR, z uwagi na niezwykle szeroki profil zainteresowań, jest placówką składającą się z zakładów. Proszę je wymienić.

Są to zakłady naukowe: Zakład Zasobów Rybackich, Zakład Oceanografii Rybackiej i Ekologii Morza, Zakład Ekonomiki Rybackiej, Zakład Chemii Żywności i Środowiska, Zakład Technologii i Mechanizacji Przetwórstwa, ale jest również Zakład Logistyki i Monitoringu. Pozamiejscowymi placówkami są Stacja Badawcza w Świnoujściu oraz Zakład Sortowania i Oznaczania Planktonu w Szczecinie. Nie można zapomnieć też o Akwarium Gdyńskim.

Skoro o nim mowa, nie wszyscy wiedzą, że słynne w kraju i za granicą Akwarium Gdyńskie stanowi część Morskiego Instytutu Rybackiego!

Stanowi. I działa od roku 1971. Do 2003 roku nosiło nazwę Muzeum Oceanograficzne i Akwarium Morskie Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Obecna nazwa jest zdecydowanie praktyczniejsza w odbiorze dla naszych gości. Kolekcjonowanie eksponatów morskich zaczęło się już właściwie w roku 1921, a od 1924 roku wystawiano je w gablotach i akwariach. Zbiory zaprezentowano także na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 roku. Wybuch wojny zniweczył plany budowy muzeum i akwarium.

A najnowsze dzieje akwarium?

W 2003 roku wyremontowano przeszkloną rotundę, zmieniając istniejące tam od początku budynku akwaria słodkowodne w akwaria morskie. Powstała ekspozycja obrazująca bujne życie rafy koralowej. Mamy nową salę z akwaterrariami, są tam na przykład zwierzęta żyjące na styku morza i lądu – poskoczki mułowe. Jest też nowa sala Zostera Marina, prezentująca faunę Zatoki Puckiej Wewnętrznej, obszaru chronionego Natura 2000. W 2021 roku zainicjowano rozbudowę ścieżki dydaktycznej, w wyniku której powstanie 13 nowych zbiorników prezentujących zwierzęta wodne dotąd nieeksponowane. Centrum edukacji prowadzi intensywną i nowoczesną działalność popularyzatorską, nie tylko dla najmłodszego pokolenia. Warto dodać, że nasze Akwarium odwiedza niemal pół miliona gości rocznie.

Instytucja o charakterze naukowym prowadzi zapewne działalność wydawniczą?

Niemal od samego początku ambicją naszych poprzedników była aktywność na polu wydawniczym, to przecież również wymierna dokumentacja pracy instytutu. Pierwsza publikacja ukazała się już w roku 1922, była to 60-stronicowa książeczka pod redakcją Włodzimierza Kulmatyckiego zawierająca przede wszystkim sprawozdania Morskiego Urzędu Rybackiego za rok 1921. Trudno zliczyć publikacje, które powstały od tamtego czasu. Są to zarówno pozycje książkowe, jak i periodyki, z których chyba najbardziej znany jest, wydawany do 2006 roku, „Biuletyn Morskiego Instytutu Rybackiego”. Nieprzerwanie od ponad 30 lat instytut wydaje popularnonaukowy dwumiesięcznik „Wiadomości Rybackie”, w którym zamieszczane są artykuły związane z szeroko rozumianą tematyką rybołówstwa morskiego.

Pełni pani obowiązki kierownika Zakładu Chemii Żywności i Środowiska. Na czym polega praca pani i pracowników zakładu?

Zgodnie z nazwą zakładu, nasza działalność opiera się na dwóch powiązanych ze sobą filarach: badaniach jakości środowiska morskiego, a te realizowane są głównie poprzez badania jakości żywności pochodzenia morskiego. Prowadzone w zakładzie analizy dotyczą obecności w ekosystemie Morza Bałtyckiego zanieczyszczeń chemicznych oraz przepływu w łańcuchu troficznym substancji odżywczych pełniących znaczącą rolę dla organizmów. Współpracujemy też z zakładami przetwórstwa rybnego, zajmując się tematyką wpływu procesów technologicznych na jakość i bezpieczeństwo produktów, a także zagadnieniami związanymi z gospodarką odpadową i wodno-ściekową. Nasz zakład posiada dobrze wyposażone zaplecze laboratoryjne. Pracownicy o odpowiednich kwalifikacjach biorą udział w rejsach morskich. Wyniki prowadzonych w zakładzie prac badawczych są publikowane w prestiżowych czasopismach o zasięgu międzynarodowym, są też prezentowane podczas konferencji naukowych w kraju i za granicą. Warto w tym miejscu podkreślić zasługi doktora habilitowanego inżyniera Zygmunta Usydusa, profesora nadzwyczajnego, a przede wszystkim obecnej zastępcy dyrektora MIR-PIB do spraw naukowych doktor habilitowanej inżynier Joanny Szlinder-Richert, profesor nadzwyczajnej, którzy byli w przeszłości kierownikami naszego zakładu i wykreowali go w formie, w jakiej działa do dziś.

A plany zakładu, którym pani kieruje, i pani plany zawodowe?

W dalszym ciągu skupiać się będziemy na działalności ukierunkowanej na badaniach jakości środowiska i badaniach jakości żywności pochodzenia morskiego. Jednakże dynamicznie zachodzące zmiany w środowisku, mające wpływ na zarządzanie rybołówstwem i na przetwórstwo ryb, wymuszają niejako na naszej jednostce zarówno podejmowanie działań mających na celu stopniowe poszerzanie zakresu badań chemicznych, jak i wdrażanie nowych technologii i rozwiązań, aby temu sprostać. Będzie to związane z rozwojem infrastruktury badawczej, pozwalającej na wzrost potencjału badawczego, jak i z doskonaleniem kadry naukowej. Działalność naukowa zakładu być może zaowocuje w niedalekiej przyszłości uzyskaniem przez naszych pracowników kolejnych stopni naukowych – doktora czy doktora habilitowanego, o który również sama chciałabym się ubiegać.

Skąd u pani zainteresowanie biologią i chemią? Czy pojawiło się już w pierwszych latach edukacji?

Od wczesnych lat dzieciństwa fascynowały mnie przyroda, życie i zjawiska zachodzące w otaczającym nas świecie. Uwielbiałam spacery z rodzicami po lesie i wyjazdy nad jezioro, gdzie przyglądałam się rybom złowionym wędką przez mojego ojca. Już jako małe dziecko potrafiłam bezbłędnie rozpoznać kilka gatunków ryb słodkowodnych! Po edukacji w liceum jako kierunek studiów obrałam ochronę środowiska na Wydziale Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Tematem mojej pracy magisterskiej były „Metale w wybranych gatunkach grzybów z terenu Puszczy Darżlubskiej w rejonie Wejherowa”. Pobór materiałów do badań, jak również badania laboratoryjne, sprawiały mi wówczas wiele satysfakcji. Naukę kontynuowałam w studium doktoranckim Wydziału Chemii UG, ukończyłam ją obroną rozprawy doktorskiej pod tytułem „Igły sosny jako pasywny indykator w badaniach stanu zanieczyszczenia i źródeł pochodzenia w troposferze chlorodibenzo-p-dioksyn i chlorodibenzofuranów na przykładzie Polski i Japonii”, uzyskując stopień doktora nauk chemicznych. Ukierunkowało to moje plany zawodowe. Marzyłam o pracy naukowca, laboranta, badacza środowiska…

Była pani na praktyce w Japonii. Jak do tego doszło?

Wyjazd do Japonii wiązał się z przygotowaniem mojej rozprawy doktorskiej. Umożliwił mi go profesor Jerzy Falandysz – wysokiej klasy specjalista i wspaniały człowiek, który był promotorem mojej pracy. Podjęłam się porównawczych badań dioksyn w igłach sosny pobranych w Polsce i Japonii. Podczas trzymiesięcznego pobytu w laboratorium AIST [National Institute of Advanced Industrial Science and Technologies] w miejscowości Tsukuba w Japonii odbyłam staż, w trakcie którego zapoznałam się z techniką oznaczeń wspomnianych zanieczyszczeń i wykonałam część analiz za pomocą specjalistycznej aparatury niedostępnej na UG.

Co zafrapowało panią w Japonii, co zaskoczyło?

Nie sposób wymienić wszystkiego, co wywarło na mnie wrażenie w tym kraju, jakże odmiennym od naszego. Japonia to zupełnie inny świat! Pamiętam niepokój podczas pierwszego trzęsienia ziemi i zachwyt, gdy masowo zakwitły wiśnie – są to zjawiska w Polsce niewyobrażalne na taką skalę. Zadziwił mnie porządek na ulicach i poczucie bezpieczeństwa, brak wulgaryzmów w języku mieszkańców i ich wielka radość – niczym dzieci – gdy spadł pierwszy śnieg. A skoro mowa o dzieciach, na myśl przychodzi mi jedno zdarzenie. W pewnym sklepie z zabawkami uwagę moją przykuły ekspozycje kilku, kilkunastu nawet lalek sprzedawanych jako komplet. Dowiedziałam się później, że te lalki nazywają się hina ningyo i nie służą do zabawy, a do wystawiania na pokaz, do podziwiania. Przedstawiają postacie dworu carskiego z okresu Heian. W rodzinach, gdzie są dziewczynki, lalki są wystawiane w okresie święta Hina-matsuri, przypadającego 3 marca. Lalki takie są przekazywane z pokolenia na pokolenie, a jeśli to niemożliwe, dziadkowie lub rodzice kupują je dziewczynce na jej pierwsze święto. I ja otrzymałam takie lalki w prezencie od moich japońskich przyjaciół. Do Polski, ze względów praktycznych, przywiozłam tylko dwie, te najważniejsze – przedstawiające cesarza i cesarzową. Są dla mnie cenną pamiątką.

Co interesuje panią poza pracą naukową, zawodową?

Zainteresowań mam wiele i w zależności od wolnego czasu poświęcam im mniej czy więcej uwagi. Do niedawna moją wielką pasją był tenis. Obecnie rzadziej już oglądam transmisje meczów w telewizji, bo odeszła osoba, z którą tę pasję dzieliłam – mój tata. Wiele radości sprawia mi wciąż malowanie – w swojej kolekcji mam kilka autorskich obrazów olejnych, a także tworzenie rysunków graficznych, szkiców, pisanie wierszy, szczególnie życzeń okolicznościowych, słuchanie muzyki czy oglądanie filmów. Uwielbiam też podróże, z których jako pamiątki przywożę kamyki i muszle. Podróżuję z rodziną – mężem Krystianem i nastoletnią córką Leną. Nie korzystamy z ofert biur podróży, bo lubię sama szczegółowo zaplanować trasę wycieczki, nie pomijając najdrobniejszych miejsc godnych uwagi. Dzięki temu, niezależnie od pogody, mamy całkowicie wypełniony urlopowy czas.

Serdecznie dziękuję za rozmowę.