Cieszmy się, że mieliśmy pomorskiego ojca niepodległości  Z Teresą Hoppe, autorką książki Antoni Abraham (1869–1923). Zarys biografii rozmawia Sławomir Lewandowski (Pomerania Nr 2/2023) 

Fot. Ewa Hoppe

Czy decydując się na napisanie książki o Antonim Abrahamie, zamierzała Pani jedynie przywołać pamięć tego wybitnego Kaszuby, czy może miała Pani nadzieję znaleźć nieodkryte dotąd wątki z jego biografii? Czy w ogóle jest cokolwiek, czego jeszcze nie wiemy o Trybunie Kaszubów?  

Książkę o Antonim Abrahamie zaczęłam pisać w 2018 roku, mając na myśli dwie daty: sto pięćdziesiątą rocznicę jego urodzin, która przypadała 19 grudnia 2019 roku, oraz setną rocznicę zaślubin Polski z morzem przypadającą 10 lutego 2020 roku. Mając pełną świadomość, że pamięć o Abrahamie powoli się zaciera i postępuje deprecjacja jego zasług w walce o odzyskanie Pomorza spod zaboru pruskiego, chciałam prawdę o nim poznać na nowo i pokazać w świetle, faktów historycznych, dostępnych w XXI wieku. Bolało mnie także to, że Abrahama zaczęto otaczać mitami, które miały z niego czynić „stolema” niekoniecznie wiarygodnego, bo czegóż taki prostak mógł wielkiego dokonać… Taka atmosfera półgębkiem przekazywana, na szczęście tylko w niektórych kaszubskich środowiskach, sprowokowała mnie do opisania tej postaci tak, jak mi ją przedstawiono w gdyńskim i kilku nordowych oddziałach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.  

Podczas pracy nad tą książką w życiorysie Abrahama zaciekawiła mnie postać ks. Aleksandra Kupczyńskiego z Wielkiego Garca pod Pelplinem, który został przywołany jako świadek tego, co wydarzyło się z majątkiem Abrahama w Sopocie. Tego wątku nie udało mi się rozpracować, a pewnie warto byłoby to uczynić. Na pewno jeszcze za mało wiemy o przebiegu pobytu kaszubskiej delegacji w Paryżu. Być może naprawdę doszło do spotkania Abrahama z prezydentem Thomasem Woodrow Wilsonem? 

Zapewne trudno było dotrzeć do wszystkich dokumentów o Antonim Abrahamie i miejsc pamięci poświęconym jego osobie.  

Uważam, że dotarcie do dokumentów archiwalnych stało się o wiele łatwiejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Przed wybuchem pandemii musiałam się w każdym archiwum umawiać na określoną godzinę, przesiadywać w czytelni i w białych rękawiczkach poszukiwać interesujących mnie dokumentów. Kiedy z powodu lockdownu otwarta została możliwość pozyskiwania materiałów drogą online, nie musiałam już jeździć do Warszawy, Bydgoszczy, Częstochowy, gdyż zamówione materiały po kilku dniach docierały na mój adres mailowy. Było to znaczące udogodnienie, które przyspieszyło prace badawcze. Niezmiernie ważne było otwarcie w 1990 roku archiwów diecezjalnych, gdzie w księgach parafialnych można było uściślić wszystkie dane z życiorysu Abrahama. Jeżeli chodzi o miejsca, w których znajdują się pomniki, tablice i inne obiekty poświęcone Abrahamowi, to najwięcej kłopotu miałam z ustaleniem, kto przyczynił się do postawienia jego popiersia we Władysławowie. Pełnej informacji udzielił mi w tej sprawie już nieżyjący Jerzy Kiedrowski, który w latach 1971–1976 był prezesem Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszubsko- Pomorskiego. 

W książce przywołuje Pani wiele wydarzeń na przestrzeni wieku, które w większy lub mniejszy sposób honorują Antoniego Abrahama i jego zasługi. Co jest takiego w tej postaci, że nieustannie od stu lat inspiruje kolejne pokolenia Kaszubów i Pomorzan? 

Najkrócej mówiąc, Abraham był emanacją wszelkich pozytywnych cech Kaszubów. Był rzetelny, pracowity, wiarygodny, wytrwały w dążeniu do celu i zakotwiczony w wierze katolickiej. Wszystkie te zalety wykorzystał w służbie ojczyźnie, która cierpiała wówczas z powodu nasilającego się procesu bezwzględnej germanizacji. Istotną sprawą jest to, że jego zmagania nie były bezowocne. Dzięki odważnej i wojowniczej postawie mieszkańców Pomorza, do której Abraham przez długie lata ich przygotowywał, a także dzięki brawurowej wyprawie delegacji kaszubskiej do Paryża na obrady Komisji Pokojowej Polska odzyskała dostęp do morza. Pięknie to wyraził prezydent Stanisław Wojciechowski 29 kwietnia 1923 roku w przemówieniu wygłoszonym podczas uroczystości otwarcia tymczasowego portu w Gdyni. 

Zdrada, Puck, Bolszewo, Sopot, Oliwa, Gdańsk… To tylko kilka miejscowości, z którymi związany był Antoni Abraham. Niemiej dzisiaj najbardziej utożsamiany jest z Gdynią. 

Jest to zasługa wielu pokoleń gdynian, którzy z pełnym przekonaniem zabiegali o upamiętnianie tej postaci. Już w 1930 roku rajcy młodego miasta podjęli uchwałę o postawieniu mu pomnika w sercu Gdyni. Zamiar ten nie doczekał się realizacji, ale siedem lat później wykonana została pierwsza tablica pamiątkowa. Ważną osobą, której zawdzięczamy pamięć o Antonim Abrahamie, był pierwszy polski wójt Gdyni Jan Radtke. Wspólnie z Abrahamem podejmowali decyzje dotyczące rozbudowy wsi, naradzali się, jak rozwiązywać lokalne problemy. Byli zaprzyjaźnieni i rozumieli się w sprawach odradzającej się polskości na Pomorzu. Jan Radtke zmarł w 1958 roku, a więc przez trzydzieści pięć lat po śmierci Abrahama urzeczywistniał rzetelny przekaz o jego życiu, działaniu i dokonaniach. W protokole założycielskim gdyńskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubskiego z 1956 roku znajduje się krótki zapis rozmowy Jana Radtkego z Abrahamem na dwa dni przed jego śmiercią. Gdyńscy działacze ZKP znają tę relację i przekazują swoim następcom. Duży wkład w kultywowanie pamięci o Antonim Abrahamie Gdynia zawdzięcza księdzu prałatowi Hilaremu Jastakowi, który pamiętał Abrahama z domu rodzinnego w Kościerzynie, gdzie przynosił jego rodzicom książki i gazety. Będąc proboszczem parafii w centrum Gdyni, inicjował i sprawował nabożeństwa w intencji Antoniego Abrahama, spowodował również umieszczenie w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa tablicy mu poświęconej. U schyłku XX wieku nowego impetu w upamiętnianiu Abrahama w Gdyni nadał członek miejscowego zarządu ZKP docent Eugeniusz Stanek, wywodzący się z rodziny Neclów z Chłapowa. Jego inicjatywą było powołanie medalu „Srebrna Tabakiera Abrahama” oraz ponowny zamysł zbudowania pomnika na placu Kaszubskim. Te dwa ważne projekty doczekały się realizacji i stały się przyczynkiem do corocznych obchodów Dni Abrahamowych w naszym mieście. Jak widać, pamięć o Antonim Abrahamie była i jest w Gdyni bardzo żywa, oparta na silnych filarach i rzetelnie przekazywana kolejnym pokoleniom. 

Który moment w życiu Abrahama był rzeczywistym impulsem do działania w narodowej sprawie? 

Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w jego życiorysie, w którym widnieje zapis: od dwudziestego roku życia ofiarowałem się politycznym sprawom, trzy razy wyrzucono mnie z pracy za mego polskiego ducha. W roku 1908, jak przeszła sprawa wywłaszczenia Polaków w sejmie pruskim, postąpiłem gorąco i lud broniłem od zarazy krzyżackiej. Żandarmi pruscy wytoczyli mi za to 36 procesów politycznych. Stąd możemy wnioskować, że czas przygotowania do odważnych wystąpień trwał około osiemnastu lat. Abraham wówczas przebywał w środowisku działaczy gdańskich, szczególnie w Towarzystwie Ludowym „Jedność”, które powstało z inicjatywy Józefa Czyżewskiego, Józefa Szulca i Bernarda Milskiego, który był redaktorem naczelnym i właścicielem „Gazety Gdańskiej”. Rzeczywistym impulsem do intensywnej działalności Abrahama w narodowej sprawie był akt prawny z 1908 roku stanowiący o wywłaszczaniu Polaków z ich posiadłości. 

Kto obok Antoniego Abrahama w tamtym okresie historii miałby podobną charyzmę i siłę, aby po pierwsze, zjednać sobie Kaszubów, a po drugie, stać się pomorskim ojcem niepodległości? 

Znanymi postaciami z tego okresu byli: Antoni Miotk z Pucka, Tomasz Rogala z Wiela, Aleksander Majkowski z Kartuz, Franciszek Kręcki z Borzestowa k/ Kartuz, także księża Teofil Bączkowski z Klonówki w powiecie starogardzkim i Walenty Dąbrowski z Gowina. Każdy z nich miał swój wkład w walce o niepodległość Pomorza. Jednak żaden z nich z nich nie miał woli poświęcenia się bez reszty sprawom politycznym, jak czynił to Antoni Abraham. Trudno zatem wskazać inną postać o takiej charyzmie, jaką posiadał Abraham, i z takim poświęceniem, z jakim on walczył o niepodległość. Cieszmy się, że mieliśmy pomorskiego ojca niepodległości – bardzo podoba mi się to określenie – bo na taki tytuł Antoni Abraham na pewno zasłużył.  

Jednak Abraham to chyba wciąż tylko nasz lokalny bohater.  

Prawdopodobnie tak jest. Ustanowiony właśnie przez ZKP Rok Antoniego Abrahama jest świetną okazją do tego, żeby wiedzę o nim upowszechniać. Doskonale mogą to czynić parlamentarzyści zasiadający w ławach poselskich i senackich, ale także działacze zrzeszeniowi. 

Profesor Józef Borzyszkowski w recenzji Pani książki napisał o Antonim Abrahamie: Choć jest on postacią najbardziej znaną i upamiętnioną przez ziomków, a i rodaków, pamięć o nim w kolejnych pokoleniach jakby ginie. Czy rzeczywiście dla młodego pokolenia Abraham jest tylko postacią z odległej historii? 

Nie podzielam tego zdania, ale pewnie dlatego, że wciąż obracam się w środowisku nordowych Kaszubów. Na Facebooku obserwuję prężną działalność grupy o nazwie Pomnik Antoniego Abrahama z powiatu puckiego. Zainteresowanie Abrahamem obserwuję również wśród młodych działaczy w gminie Szemud. Uważam, że prawdziwe perły wciąż na nowo zachwycają i zaciekawiają nowe pokolenia.